14 lipca 2023

Szmuc znaczy brud... ale nie tylko [recenzja]

Jestem przedstawicielem pokolenia „Dzieci PRL-u” i pamiętam, jak w rodzinie na niewygodne pytania rodzice odpowiadali mi, że dzieci i ryby głosu nie mają. To w zasadzie ucinało możliwość dalszej dyskusji i jednocześnie było symbolem miejsca, jakie zajmowałem w hierarchii społecznej. Gdzieś na poziomie śledzia czy karpia (bo o makrelach wtedy to tylko można było pomarzyć). Czyli tak naprawdę totalnie bez znaczenia.

A ja tak bardzo pragnąłem dowiedzieć się, dlaczego nie wolno mi rozmawiać z nieznajomymi? Jak to się dzieje, że ludzie się kochają albo nienawidzą? Kiedy urosną mi włosy pod pachami i na brodzie? Ale to wszystko było w sferze jakiegoś niedotykalnego tabu. Czasem odnoszę wrażenie, że w głowach bliskich mi dorosłych kłębiły się strasznie krępujące ich myśli niemożliwe do wypowiedzenia. A gdyby tak przez przypadek zostały wyartykułowane, to na pewno otworzyłoby się piekło na ziemi i pochłonęło naszą rodzinę, a i pewnie jeszcze z pół Polski…

Oczywiście za ten stan rzeczy odpowiedzialne było niezwykle konserwatywne, surowe wychowanie, przekazywane z pokolenia na pokolenie i mizerny dostęp do naukowych opracowań (wszystko przecież było cenzurowane), czy homogeniczna kultura zamknięta na długie dekady za Żelazną Kurtyną.

Mogę powiedzieć, że czułem się trochę jak bohaterka debiutanckiej powieści Felicii Berliner, Rajzla. Chasydka z Brooklynu.

Dziewczyna studiuje w college’u rachunkowość, choć jej ojciec tego nie pochwala, gdyż uważa uczelnię za gojskie miejsce. Rajzla marzy o tym, aby wyjść za mąż, choć tak naprawdę los zdaje się temu całkowicie sprzeciwiać. Jej starszy brat, który według chasydzkiej tradycji w kolejności jako pierwszy powinien był stanąć na ślubnym kobiercu, powoduje że jego zaślubiny zostają odwołane. Nasza bohaterka zaś skrywa niezwykle mroczny sekret z obawą, że on uniemożliwi jej zamążpójście i ściągnie na całą rodzinę okropną hańbę.

Prawdziwym oknem na świat dla Rajzli okazuje się być laptop z dostępem do Internetu, który miał być pierwotnie narzędziem do wspomagania studiów. Stał się jednak sposobem na zdobywanie zakazanej w społeczności chasydzkiej wiedzy. Bowiem nasza bohaterka próbując dowiedzieć się, kim jest Bóg, trafia na strony z filmami pornograficznymi i… przepada do imentu.

Jak wielką trudność w zrozumieniu tego, z czym musi się zmierzyć dziewczyna pochodząca z konserwatywnej społeczności, Felicia Berliner uświadamia czytelnikom wplatając w narrację słowa w języku jidysz. Przyznam szczerze, że jest to doskonały trening dla mózgu i jednocześnie duże wyzwanie, by pozostać w stałym kontakcie z lekturą. Dopiero pod koniec lektury zorientowałem się, że autorka zamieściła podręczny słowniczek wyrazów i zwrotów jidysz, co znacząco ułatwia odbiór treści. Ale zamiar pozostawienia słów w oryginalnym brzmieniu jest w tym przypadku celowy i dobitnie podkreśla kod kulturowy, w którym funkcjonuje główna bohaterka.

Co prawda z ust Rajzli gdzieś na początku padają podpowiedzi dotyczące używanych podczas psychoterapii pojęć, ale zachęcam, byście sami sprawdzili co oznacza szwanc, szmundi czy sztup. Może się okazać, że nasz język wcale nie jest taki wulgarny…

Sam tytuł książki, „Szmuc” w języku jidysz ma wiele znaczeń. To „brud”, „plama”, „nieczystość” ale także „nieprzyzwoitość”, „żądza” lub „bluźnierstwo”. I uważam, że jest on doskonałym streszczeniem tej powieści. Przerażająco celnie wymierzonym palcem oskarżyciela, wymierzonym w tych, którzy pod płaszczykiem tradycji i religijnych dogmatów, powodują w młodych ludziach mentalne blokady okaleczające ich na całe życie.

Kody kulturowe, zwłaszcza ściśle związane z religijnymi zakazami i nakazami, wtłaczają całe społeczności w ciasne, niekomfortowe, a nierzadko i raniące ramy. To granice wytyczone wbrew szacunkowi dla jednostki, w imię wyimaginowanego dobra określonej wspólnoty.

Powieść w moim odczuciu nie jest ani krztynę metaforyczna, która może wygląda na powiastkę o egzotycznej, hermetycznej diasporze Nowojorskich Żydów. W rzeczywistości jest to zapis odczuć, który mógł stać się udziałem zarówno młodego katolika z Podkarpacia, jak i dojrzewającej muzułmanki mieszkającej w tureckim Diyarbakir.

Postawmy się w takiej hipotetycznej sytuacji: co zrobilibyśmy, jak zachowalibyśmy się, kiedy cała wiedza, z którą możemy się zapoznać pochodzi wyłącznie z tekstów religijnych i wykładów wbijanych do głowy przez surowego ojca? Kiedy musimy zmierzyć się z chłodnym, w zgodzie z przyjętą tradycją zachowaniem najbliższych krewnych, w tym matki i rodzeństwa? Wreszcie jak rozumieć rzeczywistość nas otaczającą, w porównaniu do hermetycznego kodu kulturowego? Czy bunt to jedyne wyjście? A może w ogóle sprzeciw nie ma sensu i pozostaje się podporządkować?

Jedno jest pewne – tę książkę warto przeczytać właśnie dla refleksji. Co nas czeka, kiedy u władzy zasiądą ludzie, dla których odebranie nam możliwości decydowania o sobie to przedsionek piekła?

Chas w’szulem!

Grupa Twórcza Qlub Xsiążkowy

Grupę tworzyło kilka przypadkowo dobranych, sfrustrowanych indywiduów, które zapragnęły poklasku, pieniędzy i niezasłużonej sławy. I żeby ich zaprosili do telewizora. Ich współpraca przy kampanii od samego początku przebiegała bardzo źle z powodu wielowektorowej, odwzajemnionej nienawiści. Oraz bezinteresownej zawiści.

​Oczywiście GTQX w wyniku wielkiej kłótni na spotkaniu założycielskim przestała istnieć, a jej członkowie spotykają się od tego czasu wyłącznie w sądach.

Social Media

Nagrody i wyróżnienia

 

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka!

Artur Kawa 2011-2022